KATARZYNA ŁANIEWSKA 1899 – 1976
Dla mnie była ciocią Kasią, a dla chorych z którymi się zetknęła w Birkenau, w Warszawie przed wojną do wiosny 1943 i Zakopanego po wojnie – Doktor Kasią. Zastąpiła mi mamę w Skarżysku Kamiennym w lutym 1945 roku, gdzie przebywałem po Powstaniu Warszawskim wraz z jej córką. Urodziła się w Cezarówce za Podolem, na tak zwanych Dzikich Polach, jako córka Jaremy Łaniewskiego lekarza i posiadacza owej Cezarówki nadanej jego pra, pra dziadowi jeszcze przez Stanisława Augusta Poniatowskiego. Była starszą siostra mojej matki Eweliny zabitej na Żoliborzu w czasie Powstania .
Była osoba bardzo dzielną, o której Władysław Bartoszewski napisał w książce „Wiosna jesienią październik 1956 rok”: „dr Łaniewska była wyjątkowo powściągliwa, ale wiem, że wybito jej wszystkie zęby, złamano żuchwę, uszkodzono bębenki w uszach. Nikogo nie wydała.” Z moja ciotką pan Władysław zetknął się w Zakopanem w 1954 roku w czasie tak zwanego urlopu w okresie odsiadywania wyroku w Rawiczu. Ciotka była tam ordynatorem w sanatorium PCK im dr Tytusa Chałubińskiego i kierownikiem poradni przeciwgruźliczej, którą założyła w latach czterdziestych. Tam wyciągnęła pana Władysława – jak sam pisze – z tak zwanej gruźlicy naciekowej i tak pokierowała procesem chorobowym , że nie powrócił do więzienia, a na wolności doczekał się zwolnienia z Rawicza.
Przed aresztowaniem wiosna 1943 roku zaangażowała się, jak pisze Bartoszewski w działalność ZWZ – AK i pomoc dzieciom żydowskim. Jej mąż Stanisław Łaniewski w 1941 roku był jednym z twórców ekspozytury wywiadu ofensywnego ZWZ – AK w Kijowie. Wczesna wiosną 1943 roku tam aresztowany zginął w Gros – Rosen. W maju 1943 do komórki wywiadu więziennego, w której pracowałem – pisze Władysław Bartoszewski – dotarły meldunki na temat dr Łaniewskiej. Przesłuchiwano ją w siedzibie Gestapo w alei Szucha. Po trzech tygodniach wywieziono ją do Lwowa, do więzienia na ulicy Łąckiego. Nikogo nie wydała. Przeszła przez konfrontację z mężem – i nie zdradziła, że to Stanisław Łaniewski. Obydwoje przyznali się jedynie do odległego pokrewieństwa, co utrudniło Niemcom dalsze dochodzenia. Przypadki takiego hartu i odwagi zdarzały się – zapewniam – bardzo rzadko.
O doktor Łaniewskiej w najbardziej uskrzydlonych słowach – pisze W Bartoszewski – mówiła Zofia Kossak przywieziona z Warszawy do Auschwitz w październikowym transporcie 1943 roku – a to świadectwo było dla mnie, jak zaznacza, szczególnie ważne.” Myślę o Katarzynie Łaniewskiej z podziwem wiedząc że znalezienie słów wiernie opisujących jej postawę nie będzie łatwe…. Nie ma takiego uniwersytetu, na którym by uczono jak godnie przetrwać piekło stworzone przez ludzi. Przetrwać i nie utracić siły moralnej, która każe nadal służyć bliźnim.” – Te słowa Zofii Kossak Szczuckiej spisane z jej raportu przez profesora Bartoszewskiego ilustrują postawę mojej ciotki w obozie oświęcimskim. Dały temu wyraz także inne pisarki Seweryna Szmaglewska w „Dymach nad Bikenau” jak i Krystyna Żywulska w książce „Przeżyłam Oświęcim”.
Moja ciotka była prawdziwie zakochana w Polsce, przed powrotem do kraju pracowała wraz z mężem w POW na Ukrainie W dziewiętnastym i dwudziestym roku jako wolontariuszka uczestniczyła w walkach z Bolszewikami, a w 1939 roku we wrześniu jako jedna z organizatorek punktu ratowniczego w szpitalu św Ducha przy Elektoralnej została w czasie nalotu 25 września – jak pisze WB przysypana gruzami. Na emeryturę przeszła w 1972 roku w Zakopanem , a zmarła na wylew 14 lipca 1976 roku.